Wczoraj wróciłem z Krakowa. W Muzeum Narodowym ciągle wiszą obrazy i akwarele Williama Turnera. Ciągle można je zobaczyć, do 8 stycznia. Wystawa jest fenomenalna, prac nie jest bardzo dużo, ale to co wisi w zupełności wystarczy.
W Krakowie było zimno, tego dnia, poprzedniego oraz także następnego pogoda była już prawie zimowa. Zmarzłem solidnie, nie założyłem kaleson, fatalna sprawa. Przed budynkiem Narodowego w Krakowie stoją takie białe zgniecione kule białe, rzeźby takie. Wygląda to bardzo niecodziennie. U szczytu schodów łódź z kwiatów..Rozumiem, że jest to taka ilustracja jednego z obrazów Turnera.
Po Turnerze wizyta w muzeum Mangha położonym tak pięknie nad Rzeką. Nie było tam nić wielkiego do oglądania właściwie, ale ja nigdy nie byłem w tym muzeum, więc dla mnie to była wielka przyjemność.
Później olbrzymia pizza "reeboku" na rogu Grodzkiej i Dominikańskiej. Stały tam olbrzymie dzbany ale nie wiem do jakiego stopnia były prawdziwe.
Potem spotkanie z Andrzejem Mędrkiem. Podał przez telefon nazwę kościoła, ale ja nie zapamiętałem. W promieniu kilkudziesięciu metrów były trzy kościoły!
Andrzej zaprosił do "księdza" na kawę, herbatę doskonałe niepasteryzowane z małego browaru. Się siedziało, się rozmawiało, sie spędzało wspólnie czas. Tak po prostu, tak zwyczajnie. Uwielbiam takie chwile, i tylko szkoda, że nie można częściej. Dzięki Andrzeju:)